Chłodne wrześniowe popołudnie. W strugach deszczu na
brukowanym chodniku stoi anioł, nie dziewczyna. Wiatr muska delikatnie jej
nieskazitelnie bladą twarz i rozwiewa hebanowe włosy na wszystkie strony. Wskakuje
na krawężnik po czym chodzi po nim, jak po linii życia zawieszonej nad kanionem
śmierci. Czeka na swojego królewicza.
-Cześć, Skarbie – wyszeptał Piotr do ucha Julii otulając ją
płaszczem i aksamitnym pocałunkiem rozgrzewając jej ciało chroniące się pod
parasolem chłopaka.
-Dobrze Cię widzieć. Bardzo tęskniłam- powiedziała- Chodźmy-
dokańczając zdanie wzięła chłopaka w objęcia i przesunąwszy wskazówki zegarka,
który jak waż oplatał jej nadgarstek, przenieśli się w czasie.
*
Więc tak wygląda Twoje życie? –pyta Piotr z podziwem patrząc
na baletnice – Potrafiłaś zrezygnować z tak wielu rzeczy po to, aby nie być
zwyczajnym letargicznym człowiekiem? -dokańcza rozglądając się po sali. Jego
uwagę przykuwa kobieta idealnie podobna do Julii.
–Kto to?- pyta
-To moja mama-Odpowiada dziewczyna po czym zawiesza głos. –Miała,
to znaczy ma tutaj koło 16 lat
-Jest przepiękna- mówi chłopak z zachwytem patrząc na
Anielę. Jej długie, niczym tyczki nogi oplecione aksamitnymi balerinkami,
odbijają się od podłogi po czym wykonując długi lot w powietrzu, łamią
wszelakie prawa fizyki.
-Dlaczego nigdy wcześniej o niej nic nie mówiłaś? Ani o
wyglądzie ani charakterze? Nie mówiłaś nawet, jak zginęła- ciągnie łagodnie
chłopak
-To patrz…
Przez dłuższą chwile nastolatek wpatruje się w wirującą
postać, która podważa stwierdzenie, że zachód słońca, jest najpiękniejszym
widokiem. Dopiero po chwili Aniela upadając wydaje z siebie lekki jęk, kolejno
nie poddając się wstaje. Zza kurtyny dobiegają ciche chichoty
-Ej! Ty! Lala! Złaź ze sceny. Nie ośmieszaj się więcej.
Jesteś beznadziejna. Uważasz, że z taką twarzą i ciałem dostaniesz się na sam
szczyt?! Zapomnij! Zjeżdżaj stąd, bo inaczej pogadamy- krzyczy jedna z
rówieśniczek wychodząc na scenę i popychając Anielę. Matka nastolatki z płaczem
ucieka kierując się ku toalecie.
-Chodź- szepcze Julia łapiąc Piotra za rękę. Oboje
zmierzając długimi korytarzami podążali w milczeniu, podczas gdy cisza tłumiła
nadzieję chłopaka na pomyślne zakończenie przebiegu akcji. Po dłuższej chwili
dobiegli do drzwi, zza których dało się usłyszeć ciche szlochanie. Otworzyli je.
Na podłodze dostrzegli Anielę. Siedziała z podkurczonymi nogami obok trzymając
rękę przeciętą w poprzek łokcia. Szkarłatna krew wylewała się strumieniem. Wykorzystując
ostatnie siły doczołgała się bezradnie
do umywalki po czym opierając się o nią uniosła się. Spogląda w lustro
-Dlaczego tak się patrzysz? -pyta- Dlaczego jesteś tak
delikatna i wszystko Cię rani? Odpowiedz mi!- podnosi glos- Nienawidzę Cię-
krzyczy ciskając żyletką o twarz swego odbicia- Nienawidzę Cię za to, że
milczysz, że nigdy nic nie wiesz! – Nienawidzę Cię..! Nienawidzę…-dokańcza
upadając na zimną posadzkę. Agonia uwidacznia się po czym zamienia w Panią
Śmierć. Ona otula ją swym ciemnym płaszczem gasząc rumieńce a zielone oczy
zamyka ciężkimi powiekami.
-Ona umarła, prawda? -pyta Julia wtulając się cały czas w
koszulę Piotra
-Tak- szepcze chłopak- Ale nie płacz- dokańcza- Przecież
znałaś scenariusz tej podróży.
-Śmierć kogokolwiek przeżywa się zawsze z tym samym bólem.
Do tego nie da się przygotować ani ominąć- mówi
*
-Wróciliśmy- oznajmia młodzieniec- Możesz otworzyć
oczy-przekonuje- Powiedz, dlaczego chciałaś, abym zobaczył to, co widziałem?
Dlaczego pozwoliłaś na to, aby wspomnienia ponownie w Tobie ożyły?
-Chciałam Ci pokazać, że balet jest dla mnie tym, co farby dla
malarza, pióro dla poety i deszcz dla suszy. Że to coś więcej, niż muzyka paru
nadętych cieniasów, anorektyczek w rajstopach i straty czasu. To pamiątka po
mamie, która płynie w mojej krwi. I może nie była ona wyrafinowaną panienką z
bogatego domu, która podąża za modą i reszta jej nie obchodzi, ale przynajmniej
do czegoś doszła, spełniła swoje marzenie. I nie uważam jej śmierci za porażkę.
Dzięki temu wychowuje mnie najlepiej jak potrafi, przez balet. Żałuje tylko, że
musiała zapłacić za to tak wysoką cenę.
-Kocham Cię- mówi Piotr- Kocham Cię za Twą delikatność i
nieskazitelność duszy. Za to, że otwierasz przede mną nowe horyzonty, że we
wszystkim potrafisz dostrzec jakiekolwiek dobro i nie osądzasz z góry.
-Mówisz tak, jakbym była idealna
-Dla mnie jesteś-szepta chłopak
-Idealność ludzka nie byłaby idealna
-Eh…moja kochana baletnico…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz