sobota, 21 kwietnia 2012

Opowiadanie (2)


Chłodne wrześniowe popołudnie. W strugach deszczu na brukowanym chodniku stoi anioł, nie dziewczyna. Wiatr muska delikatnie jej nieskazitelnie bladą twarz i rozwiewa hebanowe włosy na wszystkie strony. Wskakuje na krawężnik po czym chodzi po nim, jak po linii życia zawieszonej nad kanionem śmierci. Czeka na swojego królewicza.
-Cześć, Skarbie – wyszeptał Piotr do ucha Julii otulając ją płaszczem i aksamitnym pocałunkiem rozgrzewając jej ciało chroniące się pod parasolem chłopaka.
-Dobrze Cię widzieć. Bardzo tęskniłam- powiedziała- Chodźmy- dokańczając zdanie wzięła chłopaka w objęcia i przesunąwszy wskazówki zegarka, który jak waż oplatał jej nadgarstek, przenieśli się w czasie.
*
Więc tak wygląda Twoje życie? –pyta Piotr z podziwem patrząc na baletnice – Potrafiłaś zrezygnować z tak wielu rzeczy po to, aby nie być zwyczajnym letargicznym człowiekiem? -dokańcza rozglądając się po sali. Jego uwagę przykuwa kobieta idealnie podobna do Julii.
–Kto to?- pyta
-To moja mama-Odpowiada dziewczyna po czym zawiesza głos. –Miała, to znaczy ma tutaj koło 16 lat
-Jest przepiękna- mówi chłopak z zachwytem patrząc na Anielę. Jej długie, niczym tyczki nogi oplecione aksamitnymi balerinkami, odbijają się od podłogi po czym wykonując długi lot w powietrzu, łamią wszelakie prawa fizyki.
-Dlaczego nigdy wcześniej o niej nic nie mówiłaś? Ani o wyglądzie ani charakterze? Nie mówiłaś nawet, jak zginęła- ciągnie łagodnie chłopak
-To patrz…
Przez dłuższą chwile nastolatek wpatruje się w wirującą postać, która podważa stwierdzenie, że zachód słońca, jest najpiękniejszym widokiem. Dopiero po chwili Aniela upadając wydaje z siebie lekki jęk, kolejno nie poddając się wstaje. Zza kurtyny dobiegają ciche chichoty
-Ej! Ty! Lala! Złaź ze sceny. Nie ośmieszaj się więcej. Jesteś beznadziejna. Uważasz, że z taką twarzą i ciałem dostaniesz się na sam szczyt?! Zapomnij! Zjeżdżaj stąd, bo inaczej pogadamy- krzyczy jedna z rówieśniczek wychodząc na scenę i popychając Anielę. Matka nastolatki z płaczem ucieka kierując się ku toalecie.
-Chodź- szepcze Julia łapiąc Piotra za rękę. Oboje zmierzając długimi korytarzami podążali w milczeniu, podczas gdy cisza tłumiła nadzieję chłopaka na pomyślne zakończenie przebiegu akcji. Po dłuższej chwili dobiegli do drzwi, zza których dało się usłyszeć ciche szlochanie. Otworzyli je. Na podłodze dostrzegli Anielę. Siedziała z podkurczonymi nogami obok trzymając rękę przeciętą w poprzek łokcia. Szkarłatna krew wylewała się strumieniem. Wykorzystując ostatnie siły  doczołgała się bezradnie do umywalki po czym opierając się o nią uniosła się. Spogląda w lustro
-Dlaczego tak się patrzysz? -pyta- Dlaczego jesteś tak delikatna i wszystko Cię rani? Odpowiedz mi!- podnosi glos- Nienawidzę Cię- krzyczy ciskając żyletką o twarz swego odbicia- Nienawidzę Cię za to, że milczysz, że nigdy nic nie wiesz! – Nienawidzę Cię..! Nienawidzę…-dokańcza upadając na zimną posadzkę. Agonia uwidacznia się po czym zamienia w Panią Śmierć. Ona otula ją swym ciemnym płaszczem gasząc rumieńce a zielone oczy zamyka ciężkimi powiekami.
-Ona umarła, prawda? -pyta Julia wtulając się cały czas w koszulę Piotra
-Tak- szepcze chłopak- Ale nie płacz- dokańcza- Przecież znałaś scenariusz tej podróży.
-Śmierć kogokolwiek przeżywa się zawsze z tym samym bólem. Do tego nie da się przygotować ani ominąć- mówi
*
-Wróciliśmy- oznajmia młodzieniec- Możesz otworzyć oczy-przekonuje- Powiedz, dlaczego chciałaś, abym zobaczył to, co widziałem? Dlaczego pozwoliłaś na to, aby wspomnienia ponownie w Tobie ożyły?
-Chciałam Ci pokazać, że balet jest dla mnie tym, co farby dla malarza, pióro dla poety i deszcz dla suszy. Że to coś więcej, niż muzyka paru nadętych cieniasów, anorektyczek w rajstopach i straty czasu. To pamiątka po mamie, która płynie w mojej krwi. I może nie była ona wyrafinowaną panienką z bogatego domu, która podąża za modą i reszta jej nie obchodzi, ale przynajmniej do czegoś doszła, spełniła swoje marzenie. I nie uważam jej śmierci za porażkę. Dzięki temu wychowuje mnie najlepiej jak potrafi, przez balet. Żałuje tylko, że musiała zapłacić za to tak wysoką cenę.
-Kocham Cię- mówi Piotr- Kocham Cię za Twą delikatność i nieskazitelność duszy. Za to, że otwierasz przede mną nowe horyzonty, że we wszystkim potrafisz dostrzec jakiekolwiek dobro i nie osądzasz z góry.
-Mówisz tak, jakbym była idealna
-Dla mnie jesteś-szepta chłopak
-Idealność ludzka nie byłaby idealna
-Eh…moja kochana baletnico…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz